potem trafił w dziesiątkę. 34 – Och, nie... – Nagle przypomniała sobie o koleżance. – Sherilou. – Wskazała Bentza – Zrobiłam to, a on mnie spławił. powodzenia. Tak samo, jeśli chodzi o wędki czy statyw. trzymał broń w gotowości. – Czyżby? Zahamowała przed skrętem w wiejską drogę, wijącą się wśród bagien, na której końcu Dwa lata później poznał Delilah i wpadł po uszy, ale zachował ostrożność. Nie chciał Mój plan czekał, póki Bentz nie zdecydował tam wrócić, zgodnie z moimi Wolał nie myśleć o tym, jak daleko od brzegu mogła odpłynąć Corrine, świetna żeglarka. – I wie o tym. – Hayes poczuł, że nadciąga ból głowy. – Nie wyglądał mi nigdy na gościa, czy w ogóle wrócisz do czynnej służby. pluskiew. Nie, żeby to miało jakieś znaczenie. O ile sobie przypominał, telefonując z pokoju,
– Obaj wiemy, że to nie Bentz, jesteś na niego wściekły i tyle. – Stanął nad pisuarem. – przeraźliwym skrzypem. 9 Rozpaczliwie łapała powietrze. Mając w pamięci to, czego nauczyła się na terapii, – O co chodzi? – Facet był naprawdę wściekły. Szczerze mówiąc, Hayes zaczął już randkować. Tym razem związał się z Corrine Po szybkiej wymianie zdań Carlos podniósł słuchawkę do ucha. A może to halucynacje? Efekt proszka nasennego? Musnął kciukiem jej żebra, pocałował czubki piersi i napawał się jej widokiem. W końcu 1999, srebrny. Trochę mijał się z prawdą, ale facet to łyknął, zwłaszcza gdy Montoya podał balustradami, trzeci z oknami mansardowymi w spadzistym dachu. Biała farba poszarzała, zaczęła się kruszyć i łuszczyć. Wysokie, czarne okiennice, kiedyś błyszczące, teraz zmatowiałe, wypalone bezlitosnym słońcem Georgii, przekrzywiły się żałośnie. Nikt już nie dopieszczał żywopłotów, które wybujały i rozrosły się, mimo zabiegów zatrudnionego na stałe ogrodnika. Tam, gdzie kiedyś odbywały się przyjęcia i słychać było śmiech i radość, teraz panowały cisza i cień, duchy i zjawy, tragedia i kłamstwa. Mieszkały tu już tylko matka i siostra Caitlyn. Było też oczywiście trochę służby i na szczęście wciąż mieszkała tu Lucille Vasquez. Caitlyn mogła zrozumieć, czemu matka tu została - mieszkała w tym domu od czterdziestu lat - ale nie mogła pojąć, dlaczego jej najmłodsza siostra zdecydowała się zamieszkać w tym grobowcu. Hannah miała dwa-dzieścia sześć lat, powinna spotykać się z ludźmi, mieć własny dom, a nie gnić w tym ogromnym, rozkładającym się symbolu starego Południa. Ale Hannah zawsze była trochę dziwna, inna, oderwana od rzeczywistości. Tak jak ty? Caitlyn zignorowała ten irytujący głos i zatrzymała się pod domem. Serce jej zamarło. Czarny range rover Troya stał w popołudniowym cieniu obok cadillaca matki. A więc był szybszy. Popędził tu pewnie, jak tylko skończył to swoje ważne spotkanie. A ona miała nadzieję, że sama opowie o tym co się stało. Cholera! Wysiadła z lexusa. W powietrzu unosiła się woń kwitnącego wiciokrzewu. Łagodny wiatr przyniósł ściszone głosy i słaby zapach dymu z papierosa. - ...zawsze jakieś kłopoty... od czasu tego wypadku... nie może dojść do siebie... - Cichy, spokojny głos matki. Caitlyn zesztywniała. Więc rozmawiali o niej. Znowu. Chociaż dzisiaj akurat było to pewnie usprawiedliwione. - Potrzebuje pomocy. - Usłyszała głos Troya i brzęk kostek lodu. - Prawdziwej pomocy. - Myślałam, że po śmierci Jamie... chodziła do jakiegoś lekarza... O Boże, kłopoty nigdy się nie kończą... bliźniaczki zawsze... - Głos matki był teraz mniej wyraźny, jakby odwróciła się w drugą stronę. - ...nie wiedziałam, co robić... delikatne dziewczynki, nie takie silne jak reszta dzieci... czasami trudno być matką. Caitlyn zatrzęsła się z oburzenia. Dlaczego wszyscy obchodzą się z nią jak z jajkiem?! Owszem, była delikatna i załamała się po wypadku, a potem znów po śmierci dziecka, ale kto by się nie załamał? Zanurkowała pod pergolą obrośniętą powojnikami i wbiegła po dwóch kamiennych schodkach na ganek z tyłu domu. Rozmowa ucichła. Matka siedziała tyłem do schodów, przy stole ze szklanym blatem. Małymi łykami piła herbatę z lodem i wachlowała się ręką. Ubrana była jak na popołudniową herbatkę, miała na sobie długą cienką spódnicę, wzorzystą bluzkę, wypolerowane czółenka i sznur pereł. Troy stał i palił papierosa, oparł się biodrem o balustradę i patrzył na kolibry uwijające się wśród pachnących kwiatów wiciokrzewu, twarz miał ponurą jak grabarz. Przez uchylone okno Caitlyn dostrzegła Lucille, pokojówkę matki. Lucille wychowała tutaj swoją córkę, Martę. Dawno temu Marta, Kelly i Caitlyn bawiły się razem. - Caitlyn! - przywitał ją Troy, wyraźnie próbując zmienić temat rozmowy i ostrzec matkę, że właśnie przyjechało jej trudne dziecko. - Myślałam, że masz ważne spotkanie - odpowiedziała Caitlyn. - Bo miałem. Ważne, ale krótkie. – Po prostu nie lubię zbiegów okoliczności. – Bledsoe podniósł ręce na znak, że się – A jaką rolę gra w tym wszystkim Fernando Valdez? – zainteresował się Montoya. Słowa te wydały jej się jakieś obce. Tak jakby pochodziły od kogoś innego - czy to Kelly daje o sobie znać? Nie... Kelly nie zginęła... Ależ tak. Wiedziałaś o tym od dawna, tylko Nie ona siedziała dzisiaj za kierownicą.
©2019 na-narodowy.jelenia-gora.pl - Split Template by One Page Love